wtorek, 16 października 2012

Nirwana



Biorę do ręki zardzewiały skalpel. Trzymając go w prawej dłoni, ostrzem przypieram do klatki piersiowej. Pojawia się kropla krwi. Tnę wzdłuż, zatrzymuję się koło miednicy. Leżę nago w morzu krwi. Włosy lepią się do drewnianej podłogi. Skalpel przestaje być mi potrzebny. Wkładam go do ust, i przełykam. Dłońmi rozszerzam ranę. Pojawia się coraz więcej krwi. Wkładam ręce do środka, jelita oplatają palce, żebra kaleczą nadgarstki a paznokcie wbijają się w żołądek. Nie mogę znaleźć tego, czego szukam. Pokaleczone dłonie chwytają wszystkiego. Wątroba, śledziona, trzustka. Strych jest wyjątkowo cichy, w oddali znajdują się zakurzone, stare meble, okno zabite równie starymi deskami. Drzazgi łaskoczą pośladki. Ciało wykrzywia się, plecy się unoszą a nogi zaczynają wierzgać. Dłonie posuwają się w górę. Płuca. Trzymam je w dłoniach i powoli zgniatam. Serce… Przedzieram się przez worek osierdziowy i w końcu trzymam w dłoniach cel swojej wyprawy. Dreszcze przechodzą przez moje ciało. Ogromne łzy spływają po policzkach. Ciałem zawładnęła nirwana, a ja czuję się szczęśliwa jak nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz