wtorek, 27 listopada 2012

Jesień



Liście już spadły, coraz wcześniej zachodzi słońce, rano zauważalny jest własny oddech a dłonie zaczęły przymarzać. Idąc krętą uliczką, pełną liści można się zaplątać i upaść. Można, podhaczyć się o wystający kamień, potknąć o własny but czy własne myśli. Szurając butami między myślami, można natknąć się na coś na czym się całkowicie wyłożysz. Jedna z sznurówek zakleszczy się między paroma zdarzeniami i leżysz. Ciągniesz z całych sił ale wszystko na nic. Wpadasz coraz głębiej, coraz więcej myśli przyduszasz podeszwą. Nie chcesz tego, ale już za późno. Przez lata chodziłeś na palcach, starannie wiązałeś sznurówki, zważałeś na każdy najmniejszy krok. Chwila nie uwagi – leżysz. Znajdujesz się w tym samym punkcie co cztery jesienie temu. Uświadamiasz sobie, że od tamtej jesieni nic się nie zmieniło. Może trochę więcej zmarszczek, trochę więcej przeżyć, trochę więcej wspomnień. Ale co to zmienia? Cofasz się. Z każdym potknięciem cofasz się do zdarzenia o którym próbujesz zapomnieć, do zdarzenia które nie pozwala ci spać, do zdarzenia które usiłujesz zasypać milionem innych ważnych spraw. Jesień to podła i bardzo podstępna pora. Patrzysz przez okno – świeci słońce, nie bierzesz czapki a za godzinę wracasz z mokrą głową wyklinając pod nosem.  Jesień to podła i bardzo podstępna pora. Masz wrażenie, że dawne wspomnienia już nie wrócą, że już dawno to zdeptałeś a za godzinę ślęczysz nad własnym cieniem rozpadając się od środka.  Nie wiesz co robić a za chwilę nastanie zima…

czwartek, 22 listopada 2012

Kubek

Z kubkiem gorącej herbaty, wspięłam się na swój maleńki parapet. Wyciągnęłam nogi na dach. Było już bardzo późno. Księżyc znajdował się w pełni, a gwiazdy świeciły wyjątkowo mocno.  Mimo sporego wiatru, który bawił się moimi włosami, lipcowa noc była ciepła. Wpatrując się w gwiaździste niebo myślałam o wszystkim i o niczym. Tysiące myśli przeczesywały mój malutki mózg. Wszystkie zmysły były wyostrzone do granic możliwości. Upiłam łyk herbaty. Wiatr przybierał na sile. Spadająca gwiazda zwróciła moją uwagę. Teraz jak przystało na normalnego człowieka powinnam pomyśleć życzenie. Zamknęłam oczy. Chcę... być szczęśliwa. Podniosłam powieki i znów patrzyłam w czarne, zapunktowane niebo.  Herbata była już prawie zimna. Na ulicach panowała cisza. Zauważyłam ze zrywa się burza. Nie boję się. Burza jest wyjątkowo malownicza. Pusty już kubek, wciąż trzymałam w dłoniach. Błysnęło, naczynie wyleciało mi z rąk i rozbiło się na miliony drobnych kawałków. Dokładnie w tym samym momencie spełniło się moje życzenie. Zobaczyłam swoje szczęście. Stało z zadartą głową do góry, wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczami, uśmiechając się jak nigdy.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Zarost

A ja tam lubię twój zarost. Lubię kiedy drapiesz mnie nim po policzku, gdy mówisz, że już jest za długi i nie wyglądasz dobrze. Lubię dotykać cię po niezupełnie gładkim policzku uśmiechając się i mówiąc, że wyglądasz tak młodo. Uwielbiam mówić, ze jak zwykle byłeś niedokładny bo pewnie się śpieszyłeś, i wtedy zawsze mówisz, że przecież masz złe światło w łazience. Później jak zwykle kładziemy się na moim łóżku a ty robisz te zakochane oczy wpatrując się we mnie kiedy śpię. Całujesz mnie w czoło i nos, czuję twój zarost. Przytulasz się tak mocno jakby świat miał przestać istnieć a ja mam ochotę gładzić cię po twarzy. Zdecydowanie wolę kiedy masz zarost, w końcu między nami zawsze coś musi drapać.

czwartek, 8 listopada 2012

Myśli



Rozczesując myśli ciągle napotykała się na kołtuny i zgrubienia. Cały czas czuła posklejane fragmenty których nie dało się żadnymi siłami rozczepić. Próbowała je rozmoczyć łzami ale tylko coraz bardziej nasiąkały i puszyły się. Stawały się coraz bardziej poplątane, coraz dłuższe. Ciągle rosły. Czasami ktoś próbował obciąć jej parę kosmyków lecz nikomu się to nigdy nie udało. Myśli rosły z każdym dniem, z każdym dniem robiły się grubsze i gęstsze, z każdym dniem coraz cięższe do okiełznania. Wchodziły jej do oczu, uszu i nosa, z biegiem czasu zaczęły oplatać jej szyje i powoli zaciskać się. Nie pozwalały jej zaczerpnąć powietrza, nie pozwalały jej zapomnieć. Codziennie próbowała farbować i czesać myśli co zawsze kończyło się rozmoknięciem. Myśli nigdy nie wyschły. Z każdym dniem były coraz gorsze.

sobota, 3 listopada 2012

Paryż



Przemierzała już kolejną, paryską kamieniczkę. Powoli spacerowała między starymi budynkami. Wąska, kamienista droga, latarnie zaglądające do okien, kwiaty bezwładnie zwisające z parapetów. Blask latarni oświetlał jej drogę. Między budowlami wyłaniała się ogromna, pięknie oświetlona wieża. Mimo później pory, szła powoli. Otaczały ją miliony wspomnień, doświadczeń i myśli.
Obydwoje pośpiesznie biegli przed siebie. Ciągnął ją za sobą jakby już nie mógł się czegoś doczekać. Głośno śmiali się a ona całą sobą chłonęła otaczający ją nowy świat. Nagle zorientowała się, że stoją u stóp wieży Eiffla. Uniosła głowę do góry i zamknęła oczy. Czuła się szczęśliwa. Otwierając oczy zobaczyła, że stoi naprzeciwko niej i szeroko się uśmiecha. Włożył rękę do kieszeni i miała wrażenie, że czegoś pośpiesznie szuka. Popatrzył jej w oczy po czym uklęknął.
-Wyjdziesz za mnie? – powiedział, wyciągając przed siebie srebrny pierścionek.
Zamarła. Widziała tylko jego niebieskie oczy. Nie widziała już pięknej budowli. Nie zwracała uwagi na tłumy ludzi zerkających w ich stronę. Nie zważała na czerwone tulipany w których się znajdowali. Niebieskie oczy patrzyły na nią z niewyobrażalną miłością. Poczuła, że do oczu ciskają się gorące łzy.
Nagle znalazła się pośród tych samych tulipanów. Ogromny żal i smutek targał jej ciałem. Uniosła prawą, pomarszczoną dłoń. Na serdecznym palcu widniał srebrny, stary już pierścionek. Uniosła głowę do góry i ponownie zamknęła oczy…