wtorek, 8 stycznia 2013

Sen



Leżała na zimnych kafelkach. Jej kasztanowe włosy były mokre i brudne. Płakała, łzy raz po raz spływały po bladych policzkach. Wciąż przygryzała już zakrwawioną wargę. Jej makijaż pływał po podłodze. Nie miała siły wstać. A może nie chciała? Nie chciała znów wracać do zimnego, ciemnego pokoju. Wciąż czuła tam jego zapach. Bała się. Kolejny raz, poczuła nagły przypływ mdłości. Z trudem podniosła głowę i oparła się na sedesie. Krztusząc się wymiocinami, opadła na zimną podłogę. Zanosząc się płaczem, przełknęła sporą ilość krwi. Kolejna fala mdłości, nadchodziła ze zdwojoną siłą. Była wykończona..
Nagle otworzyła oczy. Pomieszczenie wypełniała ciemność. Była spocona a po jej policzkach spływały łzy. Spojrzała w lewo, zobaczyła twarz swojego ukochanego. Uśmiechnęła się i pierwszy raz w życiu, doceniła to co miała.

środa, 2 stycznia 2013

Rana



Na początku tylko krwawisz, im rana jest mniejsza, tym szybciej się zabliźni. Następnie powstaje strup. To właśnie od ciebie zależy czy go zdrapiesz. Możesz go zdrapywać w nieskończoność z nadzieją, że sam kiedyś zniknie, być może któregoś dnia ponownie go rozdrapiesz a on już nigdy się nie pojawi. Pozwól mu się zagoić. Pozwól aby powstała blizna, która z każdym dotknięciem będzie ci przypominać, przypominać o potyczce. Blizna, o którą się będą pytać znajomi lub przypadkowi przechodnie na ulicy. Ale to czy ją zauważą zależy wyłącznie od ciebie. Im częściej będziesz rozdrapywać rany, tym większa zostanie ci blizna.

niedziela, 16 grudnia 2012

Herbata



Stąpam nagimi stopami po zimnych kafelkach. Wchodzę do ciemnej kuchni, równocześnie wyciągając ręce przed siebie. Otwieram szafkę, dłonie chłoną wszystkie naczynia. Kubek. Różowy z białym uchwytem. Mój ulubiony, choć teraz wdaje się równie ciemny jak pomieszczenie w którym się znajduję. Szukam czajnika. Jest. Odkręcam wodę i napełniam go. Odpalam ogień, czuję ciepło na nagich udach. Stawiam czajnik na kuchence i opieram się równie nagimi pośladkami o blat mebli. Nie czuję już chłodu pod stopami, nie czuję grudniowego mrozu przedostającego się do kuchni przez uchylone okno. Czuję tylko i wyłącznie ciepło. Jeden mały promyk sprawił, że stojąc nago jest mi cholernie ciepło. Zapomniałam o zimnie, nagich stopach czy niewygodnej pozycji w której się znajduję, ogień przysłonił mi wszystkie inne nieprzyjemne rzeczy. Oczy zaczynają przyzwyczajać się do panującego mroku. Dostrzegam, że wcale nie jest tak ciemno jak mi się wydawało. Pełnia. Wielka, świecąca kula właśnie zaglądała mi przez okno. Słyszę trzask drzwi. Mimo, że jestem goła idę sprawdzić czy aby na pewno zamknęłam dokładnie drzwi. Wychodzę do przedpokoju, widzę postać. Męska sylwetka powoli się do mnie zbliża. Paraliżuje mnie strach, nie jestem w stanie krzyczeć, uciekać bądź bronić się. Serce bije mi jak oszalałe. Stroi naprzeciw mnie, powoli unoszę głowę. Uśmiecham się a moje serce powoli zwalnia. Łapie mnie w talii i przysuwa do siebie namiętnie całując. Słyszę, że woda się już zagotowała. Delikatnie wypuszcza mnie ze swojego uścisku. Wchodząc do kuchni czuję na sobie jego wzrok. Otwieram szafkę i wyciągam jeszcze jeden kubek. Brązowy w zielone paski, zapamiętałam, że go lubił. Z opakowania wyciągam dwie torebki malinowej herbaty, każdy znajduje swoje miejsce w osobnym kubku. Zalewam wrzątkiem. Zapach maliny wypełnia całą kuchnie. Sięgam po cukier pamiętając, że mam wsypać do brązowego kubka dwie płaskie łyżeczki. Biorę kubki do rąk i pośpiesznie wychodzę chcąc podarować jeden z nich ukochanemu. Wchodzę do przedpokoju i okazuje się, że stoję zupełnie sama w środku wielkiego, pustego domu.

wtorek, 27 listopada 2012

Jesień



Liście już spadły, coraz wcześniej zachodzi słońce, rano zauważalny jest własny oddech a dłonie zaczęły przymarzać. Idąc krętą uliczką, pełną liści można się zaplątać i upaść. Można, podhaczyć się o wystający kamień, potknąć o własny but czy własne myśli. Szurając butami między myślami, można natknąć się na coś na czym się całkowicie wyłożysz. Jedna z sznurówek zakleszczy się między paroma zdarzeniami i leżysz. Ciągniesz z całych sił ale wszystko na nic. Wpadasz coraz głębiej, coraz więcej myśli przyduszasz podeszwą. Nie chcesz tego, ale już za późno. Przez lata chodziłeś na palcach, starannie wiązałeś sznurówki, zważałeś na każdy najmniejszy krok. Chwila nie uwagi – leżysz. Znajdujesz się w tym samym punkcie co cztery jesienie temu. Uświadamiasz sobie, że od tamtej jesieni nic się nie zmieniło. Może trochę więcej zmarszczek, trochę więcej przeżyć, trochę więcej wspomnień. Ale co to zmienia? Cofasz się. Z każdym potknięciem cofasz się do zdarzenia o którym próbujesz zapomnieć, do zdarzenia które nie pozwala ci spać, do zdarzenia które usiłujesz zasypać milionem innych ważnych spraw. Jesień to podła i bardzo podstępna pora. Patrzysz przez okno – świeci słońce, nie bierzesz czapki a za godzinę wracasz z mokrą głową wyklinając pod nosem.  Jesień to podła i bardzo podstępna pora. Masz wrażenie, że dawne wspomnienia już nie wrócą, że już dawno to zdeptałeś a za godzinę ślęczysz nad własnym cieniem rozpadając się od środka.  Nie wiesz co robić a za chwilę nastanie zima…

czwartek, 22 listopada 2012

Kubek

Z kubkiem gorącej herbaty, wspięłam się na swój maleńki parapet. Wyciągnęłam nogi na dach. Było już bardzo późno. Księżyc znajdował się w pełni, a gwiazdy świeciły wyjątkowo mocno.  Mimo sporego wiatru, który bawił się moimi włosami, lipcowa noc była ciepła. Wpatrując się w gwiaździste niebo myślałam o wszystkim i o niczym. Tysiące myśli przeczesywały mój malutki mózg. Wszystkie zmysły były wyostrzone do granic możliwości. Upiłam łyk herbaty. Wiatr przybierał na sile. Spadająca gwiazda zwróciła moją uwagę. Teraz jak przystało na normalnego człowieka powinnam pomyśleć życzenie. Zamknęłam oczy. Chcę... być szczęśliwa. Podniosłam powieki i znów patrzyłam w czarne, zapunktowane niebo.  Herbata była już prawie zimna. Na ulicach panowała cisza. Zauważyłam ze zrywa się burza. Nie boję się. Burza jest wyjątkowo malownicza. Pusty już kubek, wciąż trzymałam w dłoniach. Błysnęło, naczynie wyleciało mi z rąk i rozbiło się na miliony drobnych kawałków. Dokładnie w tym samym momencie spełniło się moje życzenie. Zobaczyłam swoje szczęście. Stało z zadartą głową do góry, wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi oczami, uśmiechając się jak nigdy.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Zarost

A ja tam lubię twój zarost. Lubię kiedy drapiesz mnie nim po policzku, gdy mówisz, że już jest za długi i nie wyglądasz dobrze. Lubię dotykać cię po niezupełnie gładkim policzku uśmiechając się i mówiąc, że wyglądasz tak młodo. Uwielbiam mówić, ze jak zwykle byłeś niedokładny bo pewnie się śpieszyłeś, i wtedy zawsze mówisz, że przecież masz złe światło w łazience. Później jak zwykle kładziemy się na moim łóżku a ty robisz te zakochane oczy wpatrując się we mnie kiedy śpię. Całujesz mnie w czoło i nos, czuję twój zarost. Przytulasz się tak mocno jakby świat miał przestać istnieć a ja mam ochotę gładzić cię po twarzy. Zdecydowanie wolę kiedy masz zarost, w końcu między nami zawsze coś musi drapać.

czwartek, 8 listopada 2012

Myśli



Rozczesując myśli ciągle napotykała się na kołtuny i zgrubienia. Cały czas czuła posklejane fragmenty których nie dało się żadnymi siłami rozczepić. Próbowała je rozmoczyć łzami ale tylko coraz bardziej nasiąkały i puszyły się. Stawały się coraz bardziej poplątane, coraz dłuższe. Ciągle rosły. Czasami ktoś próbował obciąć jej parę kosmyków lecz nikomu się to nigdy nie udało. Myśli rosły z każdym dniem, z każdym dniem robiły się grubsze i gęstsze, z każdym dniem coraz cięższe do okiełznania. Wchodziły jej do oczu, uszu i nosa, z biegiem czasu zaczęły oplatać jej szyje i powoli zaciskać się. Nie pozwalały jej zaczerpnąć powietrza, nie pozwalały jej zapomnieć. Codziennie próbowała farbować i czesać myśli co zawsze kończyło się rozmoknięciem. Myśli nigdy nie wyschły. Z każdym dniem były coraz gorsze.