czwartek, 25 października 2012

Wiatr

Dlaczego bywają takie noce jak dziś? Kiedy twoje wnętrze przeczesuje wiatr który, powinien targać twoje włosy a wędruje po zakamarkach twojej duszy? Wiruje wewnątrz ciebie, bawi się twoimi uczuciami, łamie żebra i przedziera się przez worek osierdziowy. Budzisz się o drugiej czterdzieści cztery nad ranem, i czujesz, że zbliża się sztorm. Uczucia miotają się po twoich wnętrznościach. Nie możesz spać. Pięć stopni w skali Beauforta. Przykrywasz się kołdrą to tylko sen, to tylko sen. Siedem stopni. Nie możesz nad nim zapanować, czujesz, że jest coraz silniejszy, tracisz nad nim kontrole. Dziewięć. Trzy złamane żebra. Dziesięć. Płaczesz. Jedenaście. Torsje. Dwanaście. Wymiotujesz na posadzkę. Serce zwalnia, ciało uspokaja się, kości wracają na swoje miejsca. Zero stopni. Leżysz wykończona, sponiewierana i całkiem bez uczuć. Przez zaszklone oczy zauważasz, że wychodzi słońce.

poniedziałek, 22 października 2012

Samobójstwo



Wyjęła z opakowania dokładnie 21 kolorowych tabletek. Ułożyła w idealnie prostym rzędzie.  Dziewięć zielonych, cztery niebieskie, dwie żółte i pięć białych, każda innego rodzaju i kształtu. Po prawej stronie przygotowała szklankę wódki. Była pewna że taka mieszanka ją zabije. Przecież tego właśnie chciała. Marzyła żeby zamknąć oczy i przenieść się do całkiem innego świata, miała cichą nadzieje, że o wiele lepszego, choć nawet nie wierzyła w Boga i te całe życie pozagrobowe, no ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. W tym momencie nie myślała o rodzinie, znajomych, przyjaciołach. Myślała tylko o tym aby nadać temu kolorowemu szeregowi życie w swoim przełyku. Nie była pewna swojej decyzji, co prawa myślała o tym już od dość dawna, ale nigdy nie miała odwagi. Nawet teraz bała się pomyśleć co będzie jeśli jakimś cudem ją uratują i znów tchną do życia, już nie jako rodzice ale jako śmieszni ludzie w białych fartuchach. Przecież nie po to siedzi teraz w obrzydliwym hotelowym pokoju, na obrzydliwym tapczanie przy równie obrzydliwym stoliku nad jakąś beznadziejnie brudną szklanką. Zastanawiała się czy kiedyś w dokładnie tym samym pokoju, ktoś został powołany do życia. Być może para napalonych nastolatków kiedyś wynajęła ten pokój na parę godzin. Wolała nie wiedzieć co robili na tym tapczanie, na którym teraz siedzi  próbując się żałośnie zabić. Zastawiała się co działo się tu wczoraj, kto tu mieszkał. Zastanawiała się ile ten pokój skrywa tajemnic. Zastanawiała się też kto ją znajdzie, a raczej nie ją ale jej ciało. Specjalnie ubrała się w jakiś beznadziejny stój, niby elegancki ale jednak trochę kiczowaty. No ale kogo obchodzi to jak będzie wyglądać w trumnie? W trumnie, za nim ją oczywiście spalą. W trumnie, kiedy będą się z nią zegnać najbliżsi, co prawda ona się już z wszystkimi pożegnała, teraz pewnie wszyscy jej szukają i sieją jakąś niepotrzebną panikę, Dla upewnienia że wszystkie wiadomości dotarły do ludzi których kochała napisała kilkanaście listów. Prawie o nich zapomniała. Pośpiesznie wyciągnęła dokładnie 12 staranie zaklejonych kopert i ułożyła na stoliku. Życie jest naprawdę śmieszne! Wystarczy tylko 21 tabletek z kiosku pod blokiem za jakieś 30 złotych i szklanka najtańszej wódki z monopolowego, i już nie żyjesz. Uśmiechnęła się. Nadal siedziała wyprostowana niczym struna patrząc na kolorowy rządek. Okej, czas się żegnać- pomyślała. Już wcześniej postanowiła że nie połknie wszystkich na raz. Będzie połykać po jednej, żeby mieć jeszcze jakąś drogę ucieczki w razie gdyby zaistniała taka potrzeba. Zawsze się mogła rozmyślić. Wyciągnęła dłoń i sięgnęła po pierwszą z tabletek. Nie mogła się zdecydować, wybrała jednak niebieską, była dość owalna. W sam raz na początek. Obróciła ją jeszcze parę razy między kciukiem a palcem wskazującym po czym uśmiechnęła się i zdecydowany, ruchem włożyła do ust. Sięgnęła po szklankę i pociągnęła spory łyk. Skrzywiła się. Nigdy nie lubiła smaku wódki, wolała coś w rodzaju czerwonego wina bądź kolorowych drinków. Powtórzyła to jeszcze dokładnie 20 razy. Ani razu do głowy nie przyszła jej myśl aby się wycofać. Siedziała tępo wpatrując się w przestrzeń. Zastanawiała się ile to będzie jeszcze trwać. Po krótkim czasie zaczęło jej się kręcić w głowie, położyła się na łóżku po czym zamknęła oczy.

czwartek, 18 października 2012

Noc



Pod nagimi stopami czuła potłuczone szkło. Ostre kawałki raniły jej skórę. Pewnie szła przed siebie nie zważając na stróżki krwi pozostawiane na ciemnej, pustej ulicy. Otaczały ją dziesiątki drzew. Nie myślała o niczym. Nie wiedziała gdzie jest ani co robi. Ubrana była w kiedyś białą, satynową koszulę nocną. Teraz, szaro-czerwoną, podartą koszulę nocną. Z dłoni spływała jej krew, w kącikach ust już zaczęła krzepnąć. Włosy miała potargane i mokre od lepkiej, ciemno czerwonej cieczy. Oczy miała nieprzytomne i spuchnięte od płaczu. Powoli traciła siły, była coraz słabsza. Nogi stawały się coraz cięższe. Kawałki potłuczonych luster coraz ostrzejsze. Oddech stawał się coraz płytszy. Próbowała iść dalej, nie wiedziała dokąd podąża, nie wiedziała co ma robić. Do oczu zaglądał jej świecący pojazd. Blask księżyca oświetlał jej drogę. Kolejna łza zmyła krew z policzka. Zatrzymała się. Stała nad brzegiem ogromnej, rwącej rzeki. Odwróciła głowę i spojrzała na drogę pełną kawałków potłuczonych luster, butelek i naczyń. Spuściła wzrok na swoje brudne i zakrwawione stopy, nadal tkwiło w nich bardzo dużo błyszczących drobinek. Nie chcę stąpać po kawałkach potłuczonego szkła – pomyślała i zrobiła mały krok do przodu.

wtorek, 16 października 2012

Nirwana



Biorę do ręki zardzewiały skalpel. Trzymając go w prawej dłoni, ostrzem przypieram do klatki piersiowej. Pojawia się kropla krwi. Tnę wzdłuż, zatrzymuję się koło miednicy. Leżę nago w morzu krwi. Włosy lepią się do drewnianej podłogi. Skalpel przestaje być mi potrzebny. Wkładam go do ust, i przełykam. Dłońmi rozszerzam ranę. Pojawia się coraz więcej krwi. Wkładam ręce do środka, jelita oplatają palce, żebra kaleczą nadgarstki a paznokcie wbijają się w żołądek. Nie mogę znaleźć tego, czego szukam. Pokaleczone dłonie chwytają wszystkiego. Wątroba, śledziona, trzustka. Strych jest wyjątkowo cichy, w oddali znajdują się zakurzone, stare meble, okno zabite równie starymi deskami. Drzazgi łaskoczą pośladki. Ciało wykrzywia się, plecy się unoszą a nogi zaczynają wierzgać. Dłonie posuwają się w górę. Płuca. Trzymam je w dłoniach i powoli zgniatam. Serce… Przedzieram się przez worek osierdziowy i w końcu trzymam w dłoniach cel swojej wyprawy. Dreszcze przechodzą przez moje ciało. Ogromne łzy spływają po policzkach. Ciałem zawładnęła nirwana, a ja czuję się szczęśliwa jak nigdy.

piątek, 12 października 2012

Wyobraźnia



Wyciągnęła z pod łóżka stary, zakurzony album ze zdjęciami. Usiadła na podłodze w jego wielkiej koszulce. Podciągnęła kolana pod brodę i wszystko wróciło. Znów czuła jego zapach, dotyk jego dłoni i bicie jego serca. Wpatrywała się w album i tak naprawdę nie wiedziała czy na pewno chce oglądać jego zawartość. Nie robiła już tego od ponad pięciu lat. Wyciągnęła ręce i opuszkami palców dotykała brudnej okładki. Tym samym schowała twarz w wyblakłej koszulce. Mimo upływu czasu nadal wyczuwała zapach jego ciała. Otworzyła album wciąż oddychając jego zapachem. Końcami palców dotykała każdej fotografii, dokładnie pamiętała okoliczności zrobienia każdej z nich. Zdjęcia były już bardzo zniszczone. Tyle razy nad nimi płakała. Doszła to miejsca gdzie papier był porwany i pognieciony. Jak dziś pamięta jak je rwała, i ciskała nimi o ściany. Była zła na los, na siebie, na niego. Kiedy tylko jej przeszło z płaczem zbierała skrawki, układała i z rozpaczą szukała brakujących części. Wiele razy chciała spalić zbiór zdjęć. Myślała, że kiedy pozbędzie się wszystkiego co ich łączyło, ból minie. Minęło pięć okrągłych lat. Z całych sił pragnęła przeżyć to wszystko jeszcze raz. Jeden jedyny raz. Jeszcze raz spacerować w deszczu, jeszcze raz przynieść mu śniadanie do łóżka. Nie tęskniła tylko za tymi dobrymi rzeczami, tęskniła też za kłótniami które zdarzały się co najmniej raz w miesiącu, tęskniła za poranną kawą w pośpiechu. Tęskniła za normalnym życiem, które wiedli. Uwielbiała czuć jego oddech na szyi. Nawet teraz kiedy o tym myśli odchyla głowę w tył, opuszcza powieki i oczami wyobraźni znów go czuje. Przez te wszystkie lata tylko wyobraźnia trzymała ją przy życiu. Tylko ona znów ją całowała na dzień dobry. Tylko ona rozmawiała z nią całymi nocami. Tylko ją kochała. Czasami nawet ubierała się w krótką czarną sukienkę którą uwielbiał. Przyrządzała jego ulubioną potrawę, kupowała jego ulubione wino i urządzała uroczystą kolację. Na której była tylko ona i wyobraźnia. Były najlepszymi przyjaciółkami. Zawsze świetnie się bawiły. Dopóki nie zorientowała się ze to jednak tylko wyobraźnia i wybuchała płaczem. Wtedy słuchać było tylko jej łkanie i huk rozbijanych talerzy. Wtedy przestawały się śmiać, przestawały jeść i rozmawiać. Była wściekła że los odebrał jej kogoś tak ważnego. Wpadała w szał i rzucała wszystkim co jej wpadło w rękę. Brała proszki nasenne i kładła się do łóżka. Kiedy się budziła, wszystko wracało do normy. Przynajmniej starała się aby wróciło. Zmywała makijaż, zbierała kawałki szkła z podłogi. I wydawało jej się ze z każdym nowym dniem będzie lepiej. Nie było. Szybkim, zdecydowanym ruchem zamknęła album. Podniosła głowę i przez otwarte na oścież okno wpatrywała się w gwiazdy. Uwielbiał je.